Recenzja filmu

Lot Feniksa (2004)
John Moore
Dennis Quaid
Tyrese Gibson

Wielka amerykańska tragedia

Coraz częściej po seansie hollywoodzkich produkcji odnoszę wrażenie, że ich twórcy uważają, że skompletowanie gwiazdorskiej obsady to jedyny warunek niezbędny do tego, by film odniósł sukces.
Coraz częściej po seansie hollywoodzkich produkcji odnoszę wrażenie, że ich twórcy uważają, że skompletowanie gwiazdorskiej obsady to jedyny warunek niezbędny do tego, by film odniósł sukces. Taki "drobiazg" jak scenariusz, dający owym gwiazdą zaprezentowanie swoich aktorskich możliwości, wydaje się już całkowicie ignorowany. Doskonałym tego dowodem jest "Lot Feniksa", który przy gwiazdorskiej obsadzie i ciekawym pomyśle wyjściowym oferuje nam historię płytką, banalną, a co najgorsze - mocno głupawą.
Film jest nową wersję zrealizowanego w 1965 roku przez Roberta Aldricha przygodowej produkcji"Start Feniksa". Bohaterami są pasażerowie i piloci samolotu, który podczas lotu trafia w sam środek burzy piaskowej i rozbija się na nieprzyjaznej pustyni Gobi. Rozbitkowie mają zapasy wody i żywotności na miesiąc, ale prawdopodobieństwo ich odnalezienia przez ekipę ratunkową jest bliskie zeru. Wtedy decydują się na ryzykowny krok. Za namową jednego z pasażerów podającego się za konstruktora samolotów, Elliotta, postanawiają ze szczątków rozbitego transportowca zbudować nową maszynę... "Lot Feniksa" jest dość wiernym powtórzeniem filmu Aldricha. Poza kosmetycznymi zmianami, jak na przykład przeniesienie akcji z Sahary na Gobi, fabuła pozostała bez większych zmian i osoby, które widziały oryginał, na remake mogą wybrać się jedynie po to, żeby zobaczyć wspaniale zrealizowaną scenę katastrofy samolotu na pustyni. Niestety, sekwencja ta jest jedną z bardzo niewielu plusów nowej produkcji.
Zawodzi przede wszystkim scenariusz, który jest po prostu głupi. Bohaterowie sprawiają wrażenie nienormalnych. W potwornym upale paradują bez koszulek i nakryć głowy, zupełnie nie przejmując się takimi rzeczami jak udar słoneczny czy poparzenia. Beztrosko rozpalają ogień niedaleko zbiorników z paliwem, co z kolei kończy się ich eksplozją. A pracując w ciągu dnia, nie dość, że nie wyglądają na specjalnie zmęczonych oraz spoconych, to jeszcze po kilkunastu wyczerpujących dniach na pustyni znajdują czas, by poskakać w rytm przeboju zespołu Outkast "Hey Ya", co dla niektórych staje się również okazją do pokazania umięśnionych torsów. Kiedy akurat nie budują samolotu, prowadzą ważkie rozmowy, z których wynika, że ludziom nie można odbierać nadziei, a każdy potrzebuje kogoś do kochania. W rezultacie film dłuży się niemiłosiernie, z czasem stając się irytującym do tego stopnia, że miałem nadzieję, iż jakimś cudem wszyscy bohaterowie zginą w upale, a ja bez czekania na przewidywalny finał będą mógł wcześniej wyjść z kina. Jest tak źle, że nawet krwawe spotkanie z pustynnymi rozbójnikami nie jest w stanie przełamać wiejącej ekranu nudy.
Ta koszmarna produkcja może się jednak poszczycić niezłą obsadą. Główne role zagrali w niej między innymi Dennis Quaid, Miranda Otto i Giovanni Ribisi. Z całej ekipy jedynie kreacja Ribisiego zasługuje na uwagę. Charakterystyczna, ocierająca się o parodię rola Elliotta to jedyny element filmu, który na dłużej pozostaje w naszej pamięci. Nie jest jednak na tyle dobra, żeby tylko dla niej iść do kina.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Lot Feniksa" mógłby być ciekawym filmem. Jedenaście osób zagubionych na bezkresnej pustyni z małą... czytaj więcej
"Flight of the Phoenix" można ocenić przez pryzmat oryginalnego filmu – to remake, a zatem ocena jest... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones